Małopolska II




Podkomorzy Stanisław Łętowski i stolnik Aleksander Łętowski



Czasy świetności małopolskiego rodu Łętowskich przypadły na schyłek I Rzeczpospolitej. Do historii przeszło dwóch synów chorążego Łętowskiego – Stanisław Łętowski (matka Helena ze Zborowskich) i jego przyrodni brat Aleksander(matka Marianna Kurdwanowska z domu Romer).  

    Stanisław zaczynał karierę jako nowomiejski pisarz grodzki i chorąży kompanii pancernej księcia Janusza Wiśniowieckiego. „Stanisławowi z działu familijnego dostaje się klucz Gorlicki i pretensye do majątku matczynego Iwnicy na Wołyniu. Jakoż przy fortunie łatwiejsza mu się otwiera droga do służby publicznej”.  

    Kolejnym krokiem w karierze była służba w husarii księcia Andrzeja Załuskiego w randze pułkownika i urząd sędziego generalnego i regimentarza małopolskiego wojsk koronnych. Regimentarz wykonywał na danym terenie zadania zlecone mu przez hetmana, czyli dowódcy wojsk królewskich.  

    W 1756 roku Stanisław Łętowski został wybrany marszałkiem sejmiku krakowskiego. W 1759 roku został podstolim i podkomorzym krakowskim, czyli rozjemcą granicznym. „Godność to wojewódzka, wielką przynosząca w ziemstwie powagę, krakowscy i sandomierscy podkomorzowie zwali się wielkimi, a do krakowskiego wiązało się starostwo bocheńskie i wielickie”, napisał biskup. W rodzinnej pamięci głęboko zapisał się huczny wjazd Stanisława na podkomorstwo krakowskie. „Została także pamięć o Łętowskich w Wieliczce, gdzie jedna wielka sala nosiła ich nazwisko, a przez Niemców została skrócona na Łętów”, napisał biskup. 

    W latach 1739 – 1757 pięciokrotnie był wybrany deputatem na Trybunał Koronny. 

    Jego brat Aleksander, właściciel wołoskiej wsi Rychwałd oraz miast Gorlic i Brzeska, był z kolei starostą w Jadownikach, łowczym, podczaszym i stolnikiem krakowskim. W 1760 roku po raz pierwszy został wybrany na sejm. Wiele na nim nie zdziałał, gdyż sejm, na żądanie ambasadora rosyjskiego, został zerwany przez posła podolskiego Franciszka Leżeńskiego, kupionego przez dwór Augusta III Sasa. Sejm został zerwany, żeby stłumić protesty szlachty, która została obciążona kosztami utrzymania wojsk rosyjskich. W wojnie siedmioletniej były one sojusznikiem Saksonii. 

    W 1763 roku August III zmarł i rozpoczęło się kolejne bezkrólewie. Czartoryscy zawiązali konfederację, której celem był wybór Stanisława Augusta Poniatowskiego na króla Polski i przeprowadzenie reform ustrojowych. W tym celu w maju 1764 roku został zwołany sejm konwokacyjny, na który posłował z województwa krakowskiego Stanisław Łętowski. Sejm obradował pod ochroną wojsk rosyjskich i prywatnych wojsk Czartoryskich. Porażkę poniosło konserwatywne stronnictwo hetmańskie. Stanisław, związany politycznie z tym stronnictwem, podpisał manifest uznający postanowienia sejmu za nielegalne, gdyż odbywał się pod militarnym przymusem.

    W 1764 roku Aleksander został marszałkiem konfederacji Czartoryskich w województwie krakowskim. We wrześniu 1764 roku obaj bracia podpisali elekcję Stanisława Augusta Poniatowskiego. Aleksander uczestniczył w grudniu w sejmie koronacyjnym, który zatwierdził uchwały sejmu konwokacyjnego. „Ostatniemu Królowi kasztelanji odmówił, i gdy mu Król rzecze: ’to sprzedasz Panie stolniku’ odrzekł: ‘Miłościwy Królu, nie frymarczyli moi urzędami’, acz na sejmie Electionis prowadząc pierwsze województwo, prymasa się trzymając, którego miał synowicę, dopomagał mu był jako Piastowi” („Herbarz polski”, Jana Nepomucena Bobrowicza).

    Na kolejnym sejmie w 1766 roku starły się stronnictwa królewskie ze staroszlacheckim, przy aktywnym udziale ambasadora Rosji Repnina. Stanisław posłował na ten sejm. 

    Cztery lata po wyborze Ciołka na króla Polski, w 1768 roku, wybuchło pierwsze polskie powstanie. W Barze patrioci zawiązali konfederację, która była skierowana przeciwko Rosji i królowi Stanisławowi Augustowi. Celem konfederatów było zmuszenie Rosji do wycofania jej wojsk z Rzeczpospolitej, co było koniecznym warunkiem odzyskania suwerenności i podmiotowości przez polskie państwo. Trudno było liczyć, że uda się ten cel osiągnąć na drodze dyplomatycznej. Ówczesne potęgi, Anglia, Francja, Austria i Turcja, konkurujące ze sobą, nie przyszły słabnącej Rzeczpospolitej ze skuteczną pomocą. Pozostało nam liczyć na własne siły, Ojczyzna mogła przecież wystawić 200 000 szlacheckich szabel. Naprzeciwko stały zaciężne pułki dowodzone przez Drewicza i Suworowa, które liczyły w sumie kilka tysięcy żołnierzy.  

    Niestety, Polacy – nie pierwszy raz w dziejach – byli dramatycznie skłóceni. Zabrakło ośrodka politycznego, który zyskałby międzynarodowe uznanie oraz sztabu wojskowego, który skoordynowałby walkę z Rosjanami. W konsekwencji najbardziej patriotyczna część narodu przez cztery lata wykrwawiała się w lokalnych potyczkach. Nigdy do walki z rosyjskimi pułkami nie udało się skrzyknąć więcej niż kilkanaście tysięcy szabel. Pułki Drewicza i Suworowa biegały zatem po kraju, pacyfikując ogniska buntu. Patrioci na darmo poświęcali wolność, zdrowie i życie, a także rodzinne majątki. Dodatkowo detronizacja Stanisława Augusta i nieudana próba jego uprowadzenia, wpychały tego słabego władcę w ręce Katarzyny II. W efekcie nieliczne wojsko królewskie pomagało Rosjanom w pacyfikacji powstania. 

    Bić się zatem, czy nie bić? Dołączyć do barzan, bez widoków na zwycięstwo, czy też chronić ojcowiznę? Patriotyzm kazał chwycić za szablę, natomiast rozum – poskromić emocje. Te dylematy dręczyły ówczesnych Polaków, dręczyły zatem i Łętowskich. Łętowscy, podobnie jak większość drobnej szlachty, lawirowali między porywem serca a zdrowym rozsądkiem. 

    W pierwszym roku powstania Aleksander Łętowski bronił Krakowa przed wojskami generała Apraksina. „Łętowski, podczaszy krakowski, przyprowadził 600 ludzi różnego gatunku, w tym Górali z dóbr Joanny Lubomirskiej, ułanów i piechotę od Mniszcha z Dukli”. Po porażce, z upoważnienia władz powstańczych, uczestniczył wraz z Michałowskim i pułkownikiem Wielowiejskim w delegacji do Apraksina, która negocjowała warunki kapitulacji Krakowa. Jego poręczenie pozwoliło niektórym konfederatom uniknąć zsyłki na Sybir. „Po klęsce ustaliła się wśród konfederatów opinia, że Kraków padł przez zdradę, palcami nawet wskazywano głównego zdrajcę w osobie Łętowskiego, podczaszego krakowskiego, co miał z pewną częścią mieszczan zagważdżać armaty miejskie, to znów na jakiegoś Trzebińskiego. Owóż musimy temu stanowczo zaprzeczyć. Łętowski należał do typu oportunistów, mieszczanie też nie wszyscy okazywali prawdziwy hart ducha, ale o zdradzie nic nie wie ani Apraksin, ani Prozorowski, ani ten co im od początku kazał w mieście szukać ‘inteligencji’, tj. zdrady – Repnin”. (J. Krasicka „Kraków i Ziemia Krakowska wobec Konfederacji Barskiej”, Kraków 1929 oraz Władysław Konopczyński „Konfederacja Barska”, Warszawa 1936)

    W historii Nowego Sącza pod datą 9 VII 1768 roku możemy przeczytać: Ogień zniszczył zamek. Przyczyną pożaru była prawdopodobnie nieostrożność kucharzy rodziny Łętowskich smażących ryby dla konfederatów barskich.

    „Po upadku powstania Ogińskiego na Litwie i po inwazji pruskiej do Wielkopolski całe niemal theatrum belli przeniosło się nad górny bieg Wisły. Co począć, jak tu nie zginąć?, pytała wylękniona szlachta przed żniwami 1771 roku i ze wszystkich dworków wyciągała ręce do swego seniora, podkomorzego Stanisława Łętowskiego. A pan podkomorzy złożył owe skargi i biadania z należytą ‘obserwacyą’ na łono wpływowego w Generalności [naczelnym organie konfederacji barskiej] Michała Walewskiego. Niechby utrzymywało nadal województwo swój własny zaciąg, ale nie całe siły konfederackie, ukrócić samowolę partyzantów, rozłożyć ciężary równomiernie. Walewski prosił kasztelana wojnickiego Dembińskiego, by przeprowadził obiór komisarzy. Zdawało się, że znaleziono w komisarzach lek na najgorsze zło. Z ramienia Generalności objął te obowiązki pułkownik Tomasz Łętowski, burgrabia krakowski. 

    Celem ukrócenia nadużyć rotmistrzów Tomasz Łętowski wydał w Krakowie 24 września 1769 roku odezwę: ‘Wielmożni MW Panowie, Bracia i Dobrodzieje, Ziemianie i Wielebne Duchowieństwo, a w generalności i partykularności wszyscy powiatów podgórskich sandeckiego, szczyrzyckiego, czchowskiego i bieckiego, jeżeliby w czym ukrzywdzeni od wielmożnych rotmistrzów byli lub tychże rotmistrzów subalternów w swoich użaleniach i szkodach do mnie referować się mają’. 

    Wnet okazało się, że komisarze znaleźli pole do usługi po obu stronach frontu. Komisarze powiatów podgórskich próbowali się wymawiać, ale podkomorzy Łętowski dla oszczędzenia szlachcie ‘przykrości’ doprowadził do ugody, według której pp. Moszczeński z Sądeckiego, Wiktor z Bieckiego i Chwalibóg z Lelowskiego podjęli się dostarczyć Moskwie po 527 korców żyt, 715 owsa i 50 krup. Ten dziwny obrót rzeczy daje nam wyobrażenie o nastrojach panujących wśród krakowskiego ziemiaństwa pod koniec rządów Generalności. Nie dziwmy się temu, że ród Łętowskich lawirował między orężem polskim i rosyjskim, składał hołdy to królowi, to hetmanowi koronnemu…”. 

    Z perspektywy czasu biskup Łętowski tak pisał o konfederacji barskiej: „Szlachta wzięła się na Moskali i króla, krewniaka Czartoryskich. Król bałamucił cudze żony, a mężom kazał uczyć się im czytać, książka miała zbawić Polskę, a wojsko obce nie wychodziło z kraju, a Stackelberg potrącał królem jak mużykiem. Gdyby panowie i cała szlachta uczuli byli zniewagę narodową, byliby się przyłączyli do konfederacyi barskiej i inne wzięłaby ona rozmiary. Długo Moskwa stała po kraju, wziąć się należało do oręża, nie swarzyć między sobą, gdy matka konała. Skończyła się konfedracya na kilku heroicznych aktach. Król, Senat, Panowie patrzą się jak Drewicz w sześć tysięcy wojska chodzi po całej Polsce, napada na konfederatów, bije, morduje i kupami wysyła na Sybir, a Warszawa się bawi i z pogardą gada o tych ofiarach, gdyż pojąć ich nawet nie może”. 

 

Łętowscy na sejmie rozbiorowym 

    Spór między konserwatywnymi patriotami a prorosyjskimi reformatorami był na rękę sąsiadom, którzy uzgodnili między sobą zabór części ziem Rzeczpospolitej. Pierwszy układ rosyjsko-pruski został potajemnie podpisany w Petersburgu 17 lutego 1772 roku. Jawnie – 5 sierpnia. W sierpniu do rosyjskich żołnierzy już stacjonujących w Polsce dołączyli Prusacy i Austriacy. 18 września  Rosja, Austria i Prusy notyfikowały Rzeczypospolitej fakt rozbioru, żądając zwołania sejmu dla przeprowadzenia cesji. Na początku roku 1773 król i Senat  rozesłali wszystkim rządom Europy noty wyrażające sprzeciw wobec pogwałcenia praw Rzeczypospolitej, z prośbą o interwencję. Nasze protesty na nic się zdały. 

    Ambasadorowie Rosji, Prus i Austrii podzielili Rzeczpospolitą na trzy strefy kontroli. Stackelberg nadzorował przebieg wyborów posłów na sejm na Litwie i Wołyniu, Revitzki na terenie województw: krakowskiego, sandomierskiego, lubelskiego oraz na Podolu, Benoît zaś województw: rawskiego, łęczyckiego, sieradzkiego, Kujaw, Podlasia, Mazowsza i Wielkopolski. Sejmiki obsyłano wojskami okupacyjnymi, a szlachtę próbowano zastraszyć lub przekupić. Mimo to spora część sejmików nie doszło do skutku, a część zerwano. Ostatecznie w marcu 1773 roku wybrano tylko 112 posłów, z czego 29 było z Litwy, a 83 z Korony, czyli jedną trzecią potencjalnej liczby posłów. 

    Z województwa krakowskiego posłami zostali: podkomorzy Stanisław Łętowski, podczaszy Aleksander Łętowski, starosta pieczonowski Franciszek Dembiński (zdeklarowany przeciwnik Ponińskiego), starosta bocheński Marcin Ślaski, komornik graniczny ksiąski Józef Chwalibóg, pułkownik w wojsku koronnym Feliks Oraczewski (także zdeklarowany przeciwnik Ponińskiego) i podkomorzyc sieradzki Michał Walewski. 

    Dlaczego bracia Łętowscy ubiegali się na sejmiku o mandat i pojechali do Warszawy? Zapewne zważyły ich bliskie związki z hetman Klemensem Branickim, który zdążył jeszcze przed śmiercią w 1771 roku wesprzeć konfederację barską. Był przywódcą stronnictwa hetmańskiego, które orientowało się na Francję. W skład stronnictwa wchodził m.in. Radziwiłł, Panie Kochanku i wojewoda kijowski Franciszek Salezy Potocki. Klemensa Branickiego nie należy mylić z Franciszkiem Ksawerym Branickim, który także był hetmanem. Ten ostatni zapisał się w historii haniebnym uczestnictwem w konfederacji targowickiej. Łętowscy mieli także dobre stosunki z Józefem Potockim, uczestnikiem konfederacji radomskiej i barskiej. 

    Senat zwołał sejm na 19 kwietnia 1773 roku. Był to sejm walny, który można było zerwać, zgłaszając liberum veto. I który nie dochodził do skutku, jeśli w ciągu trzech dni nie potrafił wybrać marszałka. Aby uniknąć zerwania sejmu, ambasador Rosji zdecydował, aby utworzyć konfederację, na sejmach konfederackich głosowano bowiem większością głosów. 

    16 kwietnia dziewięciu posłów podpisało akt konfederacji i wraz z dziewięcioma senatorami wybrało spośród siebie na marszałka konfederacji z Litwy Michała Radziwiłła, a z Korony Antoniego Ponińskiego. W akcie konfederacji napisali: „… kto nie jest z nami, jest przeciwko nam. Gdyby więc takowy znaleźć się miał, który by niniejszemu związkowi był przeciwny, takiego za nieprzyjaciela ojczyzny deklarujemy i z nim jako buntownikiem przeciwko własnej ojczyźnie postąpiemy i najsurowsze kary na niego ściągniemy”.  

    Przed pierwszym posiedzeniem sejmu pod aktem konfederacji podpisało się 76 posłów. Na korzyść Łętowskich może świadczyć to, że zwlekali z akcesem do konfederacji do 21 kwietnia i uczynili to razem z pozostałymi posłami krakowskimi, czyli dzień po tym, jak Poniński i jego mocodawcy ogłosili akt konfederacji w grodzie warszawskim i dzień przed tym, jak Stanisław August przystąpił do niej. Stackelberg zagroził królowi, że jeśli tego nie zrobi, to do Warszawy wejdzie 50 000 rosyjskich żołnierzy i że od Rzeczpospolitej zostaną oderwane kolejne ziemie. 

    Nie będę tu referował przebiegu obrad sejmu rozbiorowego. Obszernie przedstawię jedynie to, co wiąże się z aktywnością braci Łętowskich. Uczynię to, odwołując się do „Dyaryusza czterech pierwszych dni Sejmu Extraordynaryjnego Warszawskiego w roku 1773” („Przewodnik Naukowy i Literacki” z 1886 roku) oraz diariusza rękopiśmiennego znajdującego się w Bibliotece Czartoryskich. Dla ułatwienia lektury będę używał współczesnej ortografii.

 

19 kwietnia 

W I Rzeczpospolitej obrady sejmu otwierał marszałek starej laski, czyli marszałek poprzedniego sejmu. W 1773 roku marszałkiem starej laski był Karol Radziwiłł. Nie mógł tego jednak zrobić, gdyż naraził się Rosji. Ten wróg Familii Czartoryskich po sejmie, który w 1764 roku pod osłoną wojsk rosyjskich wybrał Stanisława Augusta na króla, na czele prywatnego wojska stoczył z Rosjanami przegraną bitwę pod Słonimiem. W konsekwencji musiał uciekać z Polski. W 1767 roku z łaski ambasadora Repnina wrócił do kraju i stanął na czele… prorosyjskiej konfederacji radomskiej. Rok później raz jeszcze zmienił front i zaprotestował przeciwko traktatowi, na podstawie którego Rzeczpospolita stała się rosyjskim protektoratem. Ponownie wyjechał z kraju i dołączył do emigrantów barskich. Nieobecnego marszałka starej laski zastępował najstarszy wiekiem poseł. Był nim, na swoje nieszczęście, podkomorzy krakowski Stanisław Łętowski.  

    Obowiązkiem marszałka seniora było poinformowanie posłów o konfederacji i przekazanie laski Ponińskiemu. Skonfederowany sejm powinien niezwłocznie wysłać deputację do króla, zapraszając go do przystąpienia do związku.

    Realizacji tego planu stanął na drodze protest posłów Tadeusza Reytana, Samuela Korsaka i Stanisława Bohuszewicza. Najpierw dążyli do zerwania sejmu przez złożenie liberum veto. Jednak, żeby mogli to zrobić, obrady musiały zostać rozpoczęte i musiał zostać wybrany marszałek. W strategii patriotów nie mógł nim być oczywiście Poniński, gdyż oznaczałoby to zgodę na konfederację. Plan alternatywny polegał zaś na tym, żeby nie dopuścić do rozpoczęcia obrad sejmu przez trzy dni, po upływie których mandat posłów wygasłby. 

    „Diariusz czterech pierwszych dni…” tak relacjonuje zdarzenia: „Po nabożeństwie w kolegiacie posłowie udali się do swojej izby. Stanąwszy w Izbie Poselskiej, JW. Podkomorzy Krakowski [Stanisław Łętowski] zagaił Sejm. W mowie swojej powiedział, iż ten sejm ma być pod związkiem Konfederacji. Ale zaraz (najbardziej z Litwy) wołać poczęli: ‘iż ani słuchać o Konfederacji chcą; iż w uniwersałach królewskich na sejm wolny zwołani’ (…). Nie słuchając kontradykcji, Podkomorzy [Łętowski] zakończył: ‘iż JW. Poniński, będąc obrany Marszałkiem Konfederackim, słuszna aby i Sejmowym został’. Jego Mość Pan Jezierski podszedł do JW. Podkomorzego Krakowskiego po Laskę i oddał ją JW. Ponińskiemu, a JW. Reytan wyrwał podaną sobie podobną Laskę, ubiegł JW. Ponińskiego na miejsce zwykłe marszałkowskie i zasiadł. I tak obydwa z Laskami będąc: Poniński na dziewiąta solwował [odroczył] sesję; Reytan z swojej strony także na dziewiątą”. 

    Natomiast w diariuszu znajdującym się w Bibliotece Czartoryskich możemy przeczytać: „Starą laskę podnoszący JW. krakowski [Łętowski], po kilkakroć uderzywszy nią, mówić począł w te słowa: ‘Związek konfederacji stanął niewątpliwy przez skonfederowanie się wielu osób. [Skoro] obraliście sobie za marszałka związku konfederacji JW. liwskiego [Ponińskiego], oddaję ci więc wspomniany godny marszałku laskę’. Wielu z posłów wołać poczęło: ‘Nie masz zgody na żadną konfederację, na podniesienie laski, a i na to mości panie liwski, abyś z miejsca swego wychodził!’”.



20 kwietnia  

 „Diariusz czterech pierwszych dni…”: „Od dziewiątej godziny do jedenastej schodzili się tylko Posłowie i bawili ze sobą. Wtem Litwa i wielu już Koronnych, namówili drugich, aby pousiadali na swoich miejscach. Co gdy uczynili, Litwa wszystka z dobrze myślącymi Korończykami razem powstali, prosząc JW. Podkomorzego Krakowskiego o zagajenie sejmu. JW. Ponińskiego wcale nie było. Na to JW. Podkomorzy odpowiedział: iż wczoraj już oddał Laskę JW. Ponińskiemu; dziś już zagaić sejmu nie może. (…)  

    W drzwiach Izby Poselskiej stanął JW. Poniński z podniesioną Laską, uderzył w ziemię ze trzy razy i zawołał: ‘Solwuję [odraczam] sesję na jutro o godzinie 10’ i natychmiast umknął z pospiechem. Po tym JW. Podkomorzy Krakowski odezwał się: ‘iż więcej bawić nie mogąc, bo sesja jest solwowana, wychodzić musi’. Zaś JJWW Reytan i Korsak, Posłowie Nowogrodzcy oraz cała Litwa dodała: ‘JW. Podkomorzy Krakowski! Zaklinamy Ciebie na miłość Boga, na miłość Ojczyzny, na duszę Twoją, na charakter i podściwość Twoją: Zostań na miejscu, a przystąpmy do elekcji Marszałka Sejmowego’. JW. zaś Podkomorzy wychodząc odpowiedział: ‘iż ani Laski już nie ma bo ją wczora JW. Ponińskiemu oddał’. Krzyknęli na to wszyscy: ‘to mamy oręże, staną za Laski’. Nic na to JW. Podkomorzy nie uważał, tylko wychodził, cała więc Izba na niego wołała; ‘Oto człowiek bez wiary, zaprzedany na zdradę Ojczyzny: bez sentymentów, bez podściwości, jak ostatni człowiek; niechaj idzie precz! Nie godzien tu być z dobrze myślącemi obywatelami; pierwszy on bowiem o Konfederacji mówić zaczął!’  

    JW. Pan Zaremba wziął za rękę JW. Podczaszego Krakowskiego [Aleksandra Łętowskiego] i wskazał go mówiąc: ‘iż chociaż jeden poszedł, drugi ex turno [według kolei] dobrym ukaże się obywatelem, a zatem na miejsca prosi wszystkich’. Siadłszy więc po długich ceremoniach i proszeniach, bo Litwa cała u nóg mu prawie leżała, a JW. Pan Oraczewski nie mało użył trudności, zabrał więc głos JW. Podczaszy Krakowski, radząc, aby się rozejść. A przeto znowu hałas, zgiełk i rozruch, gdy wołali na niego: ‘Jaśnie Wielmożny Krakowski!’ a on jakby tego słyszeć nie chciał, przymawiali mu: ‘że Poseł niemy być nie może!’ Nareszcie aby inne grubiaństwa w tej Izbie wyrzucane mu odpuścił, prosili go, aby wyszedł, a ex turno wzywali JW. Dembińskiego na co on odpowiedział: iż wyjść nie wyjdzie, ale turnum dawać nie może, bo Laski nie masz. Obstający przy prawach i Ojczyźnie tyle wymogli: że JW. Podczaszy Krakowski solwował sesję na dzień jutrzejszy, godzinę siódmą z rana. Po czym wszyscy się rozeszli”. 

    Diariusz z Biblioteki Czartoryskich: „JW. Reytan chrypliwym głosem od ustawicznego wołania zawołał znowu: ‘mości panie krakowski, prosimy, aby wpan za kolegę swego laskę podniósł i sejm zagaił, gdy on ją porzucił i stąd się oddalił, ponieważ czas upływa, a tu trzech dni trzeba nam marszałka obrać sejmowego. My sejmu chcemy, ale wolnego, nie pod konfederacją. Prosimy wpana, abyś nam objaśnił przy kim, jest ta konfederacja i co znaczy?’ JW pan krakowski ekskuzował się, że nie może tego uczynić, aby laskę podniósł. 

    JW. Reytan zawołał wraz z JW. Korsakiem (albowiem ci dwaj wielcy ludzie najżwawiej ucierali się i wszystkim na różne żądania bez zająknienia się odważnie odpowiadali): ‘na sejm my się tu zjechali i sejmu nam potrzeba, prosimy wpana, mci panie krakowski, aby wpan zawołał na zagajenie’. Po małej chwili, gdy jw. krakowski pokazywał się być nieczułym, zawołał jmć pan Reytan: ‘mości panie krakowski, wpan widzę nie chce być marszałkiem dla tamtej laski, którą p. Poniński wziął, dla drewna kawałka, tak się wpan zawziął i czas złoty wycieńczasz. Miły Boże!’. I żałośnie wzdychał, a JW. Korsakowi łzy się z oczu rzucały.  

    JW. Reytan ze swego miejsca rzekł: ‘Mości panie krakowski, porusz się wpan, kamienne serce pana krakowskiego’. Wypocząwszy nieco, mówił znowu: ‘Mci panie krakowski, prosimy wpana, abyś nam przynajmniej zdanie swoje otworzył, a potem będziemy wiedzieć, co czynić. Alboż się inny znajdzie gorliwszy patriota, który zastąpi wpana, tylko wpan mu ustąp, albo wyjdź ze swoim kolegą’. Powtarza to raz i drugi. Gdy na jw. krakowskiego srodze nastawał JW. Reytan, zaczął się w głowę skrobać, co zobaczywszy rzekł mu: ‘panie krakowski, czy masz taką instrukcję, abyś tak okrutnym stał się dla swojej ojczyzny? Mci panie krakowski, popraw sławy kolegi swojego, który zapomniał, że Bóg jest w niebie, zapomniał, że jest synem tej matki, którą dziś zgubić chce z adherentami. Mci panie krakowski, na tożeś został posłem, abyś był niemym?’. 

    Tu JW. krakowski zabrał trochę głosu, w którym wyraził, że izba będąc rozdwojona in passivitate [w stanie biernym], a nie mając laski, na nalegania usilne, salwuje sesję na jutro na godzinę 9 albo na 10. Pójdźmy na obiad, bo już czas.  

    JW. Reytan krzyknął: ‘na salwowanie takowe nie pozwalamy’, wzdychając, zawołał żałosnym głosem: ‘Mci panie krakowski, jeżeli kochasz Matkę Najświętszą, rany Chrystusa Ukrzyżowanego, wszystkich świętych, daj się nakłonić, a siądź i weź laskę’. A do przytomnych rzekł: ‘mci panowie, podaj kto laskę jmci panu krakowskiemu, bo jmci koniecznie chodzi o to, że z tamtą laską poszedł pan Poniński’.  

    Odezwał się JW. krakowski: ‘Jutro!’. JW. Reytan rzekł: cras non nostrum, hodie nostrum (jutro nie nasze, dzisiaj jest nasze)”.

 

21 kwietnia  

 „Diariusz czterech pierwszych dni…” informuje, że w południe większość posłów i senatorów zgromadziło się na pokojach królewskich, dokąd udała się delegację Konfederacji. W imieniu króla Wielki Kanclerz Koronny oświadczył, że „gdy ten środek za użyteczny Stany sądzą, to jest Konfederacja, Najjaśniejszy Pan nie odpisuje się od niego”.  

    Po spotkaniu niektórzy posłowie wrócili do izby poselskiej, wśród nich obaj Łętowscy. „Tam JW. Pan Reytan, już postarawszy się wprzód o Laskę zwykłą Marszałkom, natychmiast JW. Podczaszemu Krakowskiemu prezentował (opuściwszy JW. Podkomorzego Krakowskiego) z przyczyny solwowanej na dniu wczorajszym sesji. Lecz ten wymówiwszy się z odebrania onej, rozmową zabawiał się z innymi. Książę Marcin Lubomirski imieniem JW. Ponińskiego zalimitował sesję na 9 godzinę jutrzejszą. Wszyscy więc około drugiej godziny rozeszli się Posłowie. Jedynie posłowie Nowogrodzcy, Pińscy i Miński zostali się z oświadczeniem: iż choćby z głodu umierali, do zachodu słońca nieprzerwanie siedzieć będą, czekając zupełnie skończonych dni trzech, do obrania Marszałka Sejmowego. Na to zaś JW. Podkomorzy Krakowski rzekł, już wychodząc w samych drzwiach: ‘Siedźcie aż Was do kozy pobiorą!’”. 

    Kiedy po oświadczeniu Lubomirskiego posłowie zaczęli opuszczać izbę, Reytan rzucił się w drzwiach, by ich zatrzymać. Następnie pozostał na noc w sali obrad. Obawiał się, że jeśli opuści izbę poselską, to już go nie wpuszczą z powrotem. Tego dnia Reytan został bowiem poinformowany, że sąd konfederacki skazał go na banicję i infamię.


22 kwietnia 

 „Dariusz czterech pierwszych dni”: „Około pierwszej godziny po północy przysłany był JM Pan Bułhaków sekretarz delegacji Rosyjskiej od JMci Pana Stackelberga Ministra Rosyjskiego do Izby Poselskiej: aby wyperswadował będącym tam Posłom: aby się nie sprzeciwiali dłużej, kiedy wszyscy inni już akt Konfederacji podpisali i na JPana Ponińskiego Marszałka zezwolili; lecz daremne wszystkie były onym perswazje. (…) Dopiero po siódmej godzinie z rana znów otworzona była Izba Poselska, w której bawili aż do południa i nie wprzód wyszli, aż dostali na piśmie upewnienie od Ministrów trzech dworów sąsiedzkich z podpisami, iż pewni być mogą i życia, i majątków swoich. Dnia dzisiejszego Najjaśniejszy Pan akces do Konfederacji uczynił. I to jest wszystko, co dziś się stało”. 

    Po 22 kwietnia nastąpiła kilkutygodniowa przerwa. W maju sejm rozpoczął obrady już jako skonfederowany. Ambasador Rosji zażądał, żeby sejm wyłonił delegację, do której nie zostaną dopuszczeni niepokorni posłowie i która wyrazi zgodę na rozbiór ziem polskich. 

    14 maja projekt wyłonienia sejmowej delegacji uzyskał większość zaledwie 6 głosów, mimo że wydano 8000 dukatów na łapówki. O zaciętości walki o każdy głos najlepiej świadczy wynik głosowania, wśród posłów król wygrał 51 do 50. Rozstrzygające okazały się głosy senatorów, gotowych do ustępstw. W tym głosowaniu Aleksander Łętowski wraz z pozostałą piątką krakowskich posłów głosował przeciwko Ponińskiemu, razem z obozem królewskim. Stanisław Łętowski, nie wiadomo z jakiego powodu, nie wziął udziału w głosowaniu. 

    Skład delegacji ustalono w poufnych negocjacjach pomiędzy Stanisławem Augustem a Stackelbergiem. Obaj przedłożyli swoją listę delegatów. Niestety, nie znamy tych list. Ambasador zgodził się, by król wyznaczył jedynie 13 członków delegacji i zablokował kilka królewskich kandydatur, w tym posła krakowskiego – Feliksa Oraczewskiego. Ambasador Austrii Revitzki naciskał, aby w skład delegacji weszli posłowie z sandomierskiego i krakowskiego, a więc z tych województw, w których wybory sejmikowe podlegały jego kontroli. Ostatecznie, sejm wyłonił 99. osobową delegację (w tym było 62 posłów), którą upoważnił do podpisania traktatów rozbiorowych. Obaj Łętowscy, jako jedyni posłowie krakowscy, znaleźli się w jej składzie.  

    Delegacja rozpoczęła pracę 3 lipca. Przewodniczyli jej biskup Ostrowski i Poniński. Zwolennicy króla zgłaszali poprawki do projektów traktatów przedstawionych przez ambasadorów, próbowali zachować narodową godność. Rokowania były jednak pozorowane, polskie postulaty konsekwentnie odrzucane. Poszczególnych traktatów nie głosowano, polska delegacja przyjmowała je milczącą zgodą. W pracach delegacji Łętowscy zachowali się biernie, Stanisław zabrał głos jedynie dwa razy, Aleksander ani razu. 

   18 września członkowie delegacji złożyli podpisy pod traktatami rozbiorowymi z wyjątkiem trzech posłów: Jerzmanowskiego, Wilczewskiego i Biesiekierskiego. Sprawa wróciła pod obrady sejmu. Ten stawił opór, domagając się odłożenia ratyfikacji traktatów rozbiorowych do czasu przygotowania aktów dodatkowych. 

    27 września trzej ambasadorowie zagrozili użyciem siły. Następnego dnia Stanisław August „zachorował”, a trzy dni później, 30 września 1773 roku, sejm się ugiął i zatwierdził traktaty, przy sprzeciwie 11 posłów.

 

Biskup Łętowski: Od tej chwili już nam błogosławieństwo nie sprzyjało 

    Postawa Stanisława i Aleksandra była bolesnym ciosem dla wizerunku Łętowskich. Blisko sto lat po tych wydarzeniach biskup napisał: „Szło na tym nieszczęsnym sejmie o podpisanie pierwszego rozbioru Polski, wielu też posłów nie stawiło się, z krakowskiego dwaj tylko Łętowscy, podkomorzy i stolnik [biskup się myli, w rzeczywistości z województwa krakowskiego było siedmiu posłów, ale tylko Łętowscy weszli do delegacji i tylko oni podpisali się pod rozbiorem ziem polskich]. Przed obraniem marszałka podniósł laskę najstarszy wiekiem, a spotkało to Stanisława. Gdy sejmu tego nikt zagaić nie chciał, zjawił się Adam Poniński poseł liwski i zwiastował się być marszałkiem. Mój dziad wzbraniał się oddać mu laskę i siedział dzień i dwie noce nieporuszony, a gdy wiek i natura przemogła, uchylił się z izby, a wtedy tu Reytan rzucił się na ziemię, nie dopuszczając Ponińskiego do stołka [relacje z epoki nie potwierdzają, by Łętowski nie chciał przekazać laski Ponińskiemu]. 

     Było to wszystko dotąd jako tako. Laskę wiek mu z rąk wytrącił, ale jej nie oddał, poczem mógł do łóżka się położyć albo odjechać. Ale obaj bracia dali zapisać siebie do delegacji i położyli poczciwe swoje imię, jedyni posłowie z województwa krakowskiego, na tym akcie pierwszego rozbioru Polski. W rok po zamknięciu sejmu powróciwszy pod zabór austriacki, gdzie mu złorzeczyła szlachta Stanisław ze zgryzoty umiera, żaląc się przed córką Kuropatnicką: – Kasiu, Kasiu, było mi lepiej nie jeździć na ten sejm. 

    Od tej chwili już nam błogosławieństwo nie sprzyjało, majątek w ręku synów się rozsypał. Co bowiem po szczęściu z pokalanym imieniem. (…) Nauka z tego, iż z ojczyzną cięższy rachunek niż z sumieniem, bo sumienie słucha i pyta, a ojczyzna ściga na swoich krzywdę swoją”.

 

Redaktor Łętowski: do polityki zabrakło im umiejętności, do bohaterstwa odwagi 

    Biskup Łętowski surowo ocenił postępek dziadka i stryjecznego dziadka. A jaka jest nasza ocena? Czterdzieści lat komentowałem polską politykę. Skoro tak, to przeczytajcie, proszę, co napisałbym do „Monitora”, czyli do pisma, które ukazywało się w Warszawie w latach 1765 – 1785 i wspierało stronnictwo króla Stanisława Augusta. Czyli do ówczesnej „Gazety Wyborczej”.  

    Dziękuję za udzielenie mi gościny w waszej poczytnej gazecie. Nie zdarza się często, żeby konserwatywny komentator gościł na łamach liberalnego pisma. Sytuacja jest jednak nadzwyczajna: ja, Maciej Łętowski, odczuwam potrzebę, aby rozliczyć się z politycznymi działaniami posłów Aleksandra i Stanisława Łętowskich. 

    Pamiętajmy, że oceniamy wybory moralne i wybory polityczne. Wybory moralne odnoszą się do wartości, polityczne – do skuteczności. Nie twierdzę w ślad za Makiawelem, że polityka jest wolna od etyki. Nawet jeśli w polityce podejmuje się decyzje pragmatyczne, to każdy polityk wcześniej czy później dojdzie do sytuacji granicznej, po przekroczeniu której może zostać zdrajcą sprawy, Narodu. Podobne sytuacje w polskiej polityce zdarzały się częściej niż np. w brytyjskiej. Dopóki byliśmy imperium, dopóty nasi politycy byli rozliczani przede wszystkim ze skuteczności. W czasach, w których żyli Łętowscy moralność w polityce zagościła na stałe. Odkąd Rzeczpospolita utraciła przewagę względem swych sąsiadów, w polskiej polityce mamy do czynienia z bohaterskim gestem, moralnym protestem, czyli z działaniami wcześniej rzadko występującymi. 

    Łętowscy byli w polskiej polityce nowymi twarzami. Pierwsze kroki stawiał dopiero ich ojciec. Aby robić karierę polityczną należało dysponować sporym majątkiem, stanowiska pełniło się bowiem honorowo. Odziedziczony i zgromadzony przez Łętowskich majątek, choć był już znaczny, nie pozwalał rozwinąć skrzydeł na skalę polityki krajowej. 

    Łętowscy, podobnie jak większość drobnej szlachty, byli konserwatystami. Mówili po łacinie, a nie po francusku, nosili kontusze, a nie fraczki, uważali się za równych królom, dlatego też każdą próbę wzmocnienia władzy królewskiej uznawali za krok ku tyranii. Nic dziwnego, że w ówczesnym podziale politycznym byli sympatykami konserwatywnego stronnictwa hetmańskiego, a nie reformatorskiego stronnictwa królewskiego.  

    Łętowscy jako pierwsi polscy politycy doświadczyli, że polityka zagraniczna zaczyna dominować politykę wewnętrzną. To już nie my sadzaliśmy carów na tronie moskiewskim, ale carowie zaczęli decydować, kto zostanie elekcyjnym królem polskim. My, z XX wieku, dobrze wiemy, co znaczy uprawiać politykę w niesuwerennym państwie, ówcześni Łętowscy dopiero się tego uczyli. 

    Skoro królem został ‘liberał’ Poniatowski, protegowany Katarzyny II, wybrany pod osłoną rosyjskich armat, Łętowscy znaleźli się wśród barzan. Nie zrozumieli, że z chwilą, gdy Ciołek został królem, zaczął reprezentować państwo polskie. Owszem, państwo o ograniczonej już suwerenności, ale jedyne państwo, jakie Polacy wówczas mieli. Zgodnie z regułami gry, powity w politycznym grzechu, Stanisław August zaczął się emancypować spod kurateli ex-kochanki. Konserwatyści stanęli wobec dylematu: wspierać króla w polityce międzynarodowej i reformach ustrojowych państwa, czy też nadal go zwalczać z powodów ideologicznych. To drugie było oczywiście na rękę carskim ambasadorom.  

    Łętowscy, z powodu braku politycznego wyrobienia, prowincjonalizmu i ideowych przyjaźni owego dylematu nie uświadomili sobie na czas. Broniąc się przed tyranią króla, stali się narzędziem w rękach tyranii moskiewskiej. Podobny błąd popełnili polscy konserwatyści wielokrotnie w historii. 

    Łętowscy podejmowali decyzje polityczne i moralne, te drugie, kiedy na politykę brakowało już miejsca.  

    Po raz pierwszy musieli zdecydować, czy 23 marca 1773 roku jechać do Proszowa na sejmik zwołany przez króla. Udział w sejmiku był dla szlachcica obywatelskim obowiązkiem. Jednak ten sejmik różnił się od wielu wcześniejszych. Chociażby z tego powodu, że jego obradami „opiekowały się”, w ramach podziału zadań wśród zaborców, austriackie wojska i cesarski ambasador z sakiewką z łapówkami. Dla jadącej do Proszowic szlachty było oczywiste, że chodzi o sprawę dla królestwa gardłową, o trwałość jego granic.  

    Łętowscy dyskutowali z braćmi szlachtą o tej sprawie. Spora grupa oświadczyła już na tym etapie, że ręki do zbrodni na królestwie nie przyłoży. Ale nie sztuka być posłem, gdy sprawy idą w dobrą stronę, sztuka, gdy idą w złą stronę. Polityka polega na tym, że należy działać w realnej, a nie idealnej rzeczywistości, a zatem ratować to, co jest jeszcze do uratowania. A w 1773 roku Polacy do stracenia mieli naprawdę jeszcze dużo. Tak, to nie był czas na moralne gesty sprzeciwu. Nie wolno było brać pieniędzy od ambasadora i nie wolno było uchylić się od posłowania na sejm walny. W marcu 1773 roku należało natomiast wybranych posłów zaopatrzyć, zgodnie z prawem, w instrukcje. Np. zażądać, by nie wyrazili zgody na cesję ziem polskich albo określić cenę za taką zgodę. Ukierunkowało by to dalszą działalność posłów. Niestety, nie wiemy, czy sejmik proszowicki uchwalił takie instrukcje. Wiemy natomiast, że wybrał siedmiu posłów, w tym dwóch Łętowskich. Ta siódemka musiała być świadoma ryzyka, jakiego się podejmuje. Aresztowania opornych już trwały, podobnie jak sekwestr ich majątków. Nawet jeśli ryzyko było już spore, to jeszcze nie dramatyczne. Do udźwignięcia dla szlachcica, który od młodości robił szablą. 

    Po raz drugi Łętowscy stanęli w obliczu politycznego wyboru zaraz po przyjeździe do Warszawy. Usłyszeli, że sejm nie będzie walny, gdyż 16 kwietnia nieliczna grupa senatorów i posłów podpisała akt konfederacji i teraz zbiera podpisy pod nim. Dowiedzieli się także, że jest również nieliczna grupa posłów, głównie są to zwolennicy króla z Litwy, która odmawia dołączenia się do konfederacji, gdyż chce zachować w ręku ważny instrument przetargu politycznego – możliwość zerwania sejmu walnego przy pomocy liberum veto. Cała siódemka posłów krakowskich, w tym Łętowscy, zachowała się roztropnie. Uchylając się od podpisania aktu konfederacji, dawała królowi i jego ministrom czas oraz argument przetargowy. Więcej, będąc z prowincji, zrobić w tym momencie nie było można. 

    Posłowie po raz pierwszy zgromadzili się na Zamku 19 kwietnia rano. Wobec nieobecności marszałka starej laski, światła reflektorów skierowały się na Stanisława Łętowskiego, który jako marszałek senior miał prawo, by otworzyć obrady i obowiązek, by doprowadzić do wyboru marszałka. Nie wiemy, czy ktoś od Ponińskiego z Łętowskim wcześniej rozmawiał w tej sprawie i uzgadniał scenariusz rozpoczęcia obrad. Może, gdzieś w kuluarach Zamku do takiej rozmowy doszło? Może podkomorzego krakowskiego próbowano zastraszyć? Może przekupić? Pierwszego nie wykluczam, drugie – odrzucam. Znane są bowiem nazwiska posłów sucie opłacanych przez ambasadorów; Łętowskich na tych listach, na szczęście, nie ma. Nie otrzymali oni także w przyszłości żadnych stanowisk czy materialnych beneficjów. Działali zatem pod presją polityczną i środowiskową. To zaś w polityce chleb codzienny. 

    19 kwietnia mógł być dla Stanisława Łętowskiego ważną datę w jego biografii. Otóż jako pierwszy z rodu otwierał sejm i to ważny sejm? Ten moment Łętowski mógł celebrować bez większego osobistego ryzyka. Mógł, jako poseł, co prawda tylko „terenowy”, ale było nie było z królewskiego Krakowa, wygłosić mowę, która przeszłaby do historii rodu i narodu. Nie, nie musiał wykonać bohaterskiego gestu. Nie musiał konkurować z Reytanem. Wystarczyła mądra mowa polityczna. Mógł Łętowski i powinien powiedzieć o historycznym znaczeniu chwili, o dramacie Rzeczpospolitej, która w europejskim osamotnieniu stawiała opór trzem pazernym sąsiadom, o konieczności podjęcia trudnej decyzji i o tym, że w takiej chwili ci z Familii powinni połączyć siły z konfederatami barskimi. Wreszcie, że za cenę, niestety, nieuchronnej cesji części ziem należy twardo wynegocjować wycofanie obcych wojsk z Rzeczpospolitej i znośne warunki dla tych, którzy zostaną za kordonem. Po takiej mowie, nagrodzonej obfitymi brawami, Łętowski mógł zrobić gest w stronę Ponińskiego i odłożyć otwarcie sesji na dzień następny. 

    Niestety, podkomorzy krakowski nie sprostał wyzwaniu chwili, nie okazał się politykiem dużego formatu. Ograniczył się jedynie do czynności czysto technicznych, poinformował o powstaniu konfederacji i oddał laskę Ponińskiemu. Historyczny moment przerósł go w oczywisty sposób. Czy można mieć pretensję do podkomorzego? Cóż, trudno żądać wielkości od kogoś, kto do wielkości nie został powołany. Tak jak od nikogo nie wolno żądać bohaterstwa. Bohaterstwo jest bowiem dostępne jedynie wyjątkowym jednostkom, niedostępne zwyczajnym ludziom.  

    Następnego dnia, 20 kwietnia rano, do Zamku zaczęli się schodzić posłowie. Do Izby wybrali się także Łętowscy. Nie wiemy, z jakim szli pomysłem? Czy mieli jakiś uzgodniony projekt? Bieg zdarzeń pokazał jednak, że nie rozumieli, w co się pakują. Jednak, jak się nie ogarnia sytuacji, to lepiej jest zostać w domu. Kiedy Łętowscy znaleźli się w Izbie, raz jeszcze wszystkie oczy skierowały się w ich stronę. Podkomorzy wykpił się jednak od podjęcia jakichkolwiek działań, mówiąc że wczoraj oddał laskę Ponińskiemu. To nie był błąd, gdyż wszyscy i tak czekali na pojawienie się poważnych graczy. 

    Gdy tłum zaczął się już niecierpliwić, w drzwiach stanął Poniński, oświadczając, że raz jeszcze odracza sesję do następnego dnia. To powiedziawszy, czmychnął czym prędzej, nie bez racji lękając się o własną skórę. Politycy, którzy kontrolują dramatyczne wydarzenia zazwyczaj chowają się w cieniu, ukrywają za osobami przekupionymi lub niezorientowanymi w politycznej intrydze. Tak zachowywał się tego dnia i w dniach następnych Poniński oraz jego stronnicy. 

     Łętowscy pozostali na sali, czym dali dowód, że nie grali w drużynie zdrajców. Bo gdyby grali w tej drużynie, to zabraliby się wraz z Ponińskim. Zostali… więc cały impet kilkunastoosobowej grupy patriotów, wściekłych na Ponińskiego, skierował się w ich stronę, co powinni byli oczywiście przewidzieć. Niestety, nie przewidzieli. I zostali upokorzeni, a w konsekwencji my, Łętowscy, czujemy niesmak z powodu fatalnego postępowania przodków. 

    Pierwszy nie wytrzymał presji ze strony braci poselskiej podkomorzy i wyszedł z izby poselskiej. Żegnały go wołania: „Oto człowiek bez wiary, zaprzedany na zdradę Ojczyzny, niechaj idzie precz!”. Były to oczywiście słowa niesprawiedliwe, Łętowski płacił rachunek nie za swoje działanie, ale za intrygę Ponińskiego. Mógł jednak tego upokorzenia uniknąć, mógł tego rachunku nie płacić. Zabrakło mu jednak przezorności i politycznego myślenia. 

    Jeszcze gorzej postąpił jego brat Aleksander. Został, zamiast wyjść z bratem. Po co został? Co chciał osiągnąć, skoro nie miał żadnego pomysłu, żadnego planu działania? Zrobił się jedynie tumult. Posłowie Zaremba i Oraczewski zaczęli go namawiać, by wziął na siebie rolę marszałka seniora, choć nie miał przecież do tego żadnego tytułu. I on zatem usłyszał gorzkie i niezasłużone słowa: „Panie krakowski, czy masz taką instrukcję, abyś tak okrutnym stał się dla swojej ojczyzny?”. Aleksander wykręcał brakiem laski, a na koniec, nie mając żadnego do tego tytułu, odroczył sesję na następny dzień. 

    Tak dzieje się zawsze, kiedy niewłaściwi ludzie znajdą się w niewłaściwym miejscu i w niewłaściwym czasie. 

    Jeśli podkomorzy Łętowski zaprzepaścił swoją historyczną szansę pierwszego dnia, to podczaszy Łętowski – drugiego dnia. Nie chodzi mi o to, że powinien dołączyć do grupy patriotów i otworzyć posiedzenie, co umożliwiłoby zerwanie sejmu. Byłby to piękny gest o wielkiej wymowie moralnej, ale nie politycznej, gdyż łatwo przewidzieć, jak brutalna byłaby reakcja ambasadorów. Do Warszawy weszłyby wojska rosyjskie, kilkunastu najbardziej aktywnych posłów, z Reytanem i być może Łętowskim, zostałoby aresztowanych. Kilka dni później Poniński i tak zwołałby posiedzenie sejmu skonfederowanego, który anulowałby decyzję podczaszego i wybrał delegację. 

      Gdyby Łętowski dołączył do patriotów byłbym oczywiście z niego dumny, ale nie czynię mu wyrzutów, że tego nie zrobił. Zarzucam mu, że nie próbowali wraz z bratem znaleźć politycznego rozwiązania.  

    Na czym mogło ono polegać? Otóż w Izbie starły się dwa obozy: zdrajców i patriotów. Ale był jeszcze obóz trzeci, który uważnie obserwował bieg zdarzeń i do którego warto było się odwołać, myślę tu o królu i jego stronnikach. Król lawirował między presją ambasadorów i opinią dużej części narodu. A zatem można było, przełamując zrozumiałą niechęć do Stanisława Augusta, poprosić o spotkanie z kimś z jego otoczenia. Tytuł marszałka seniora był kartą wstępu na królewskie salony. Spotkanie mogłoby zaowocować planem działania, którego tak bardzo wyglądała duża część posłów, z jednej strony niechętna zdrajcom, a z drugiej – lękająca się radykalizmu patriotów. Tak, Łętowscy mogli wybrać trzecią drogę. Tylko trzeba było mieć na karku czerep polityczny, a nie rubaszny. 

    Następnego dnia, 21 kwietnia, sprawa się przesiliła, zwolennicy Ponińskiego zdobyli wystarczającą liczbę podpisów, by zmusić króla do przyłączenia się do konfederacji. Wraz z piątką posłów krakowskich, a także zdecydowaną większością posłów, również Łętowscy zgłosili zatem akces do konfederacji. Ta decyzja nie budzi zastrzeżeń, politykować przecież można było dalej w ramach sejmu już skonfederowanego.  

    Kiedy posłowie rozchodzili się, prawie osamotniony Reytan próbował po raz ostatni zatrzymać ich w drzwiach Izby. Był to z jego strony gest moralny i romantyczny, godny pędzla Matejki. Gest ten nie miał oczywiście żadnych politycznych skutków, ale uczył Polaków odnoszenia moralnych zwycięstw, skoro zwycięstwa polityczne były już odtąd na długie lata poza zasięgiem ich możliwości. Nie dołączając do Reytana, należało zarazem okazać mu szacunek. Do tego trzeba było jednak klasy, a tej podkomorzemu Łętowskiemu zabrakło. Wychodząc, rzucił bowiem w stronę patriotów, skazanych przez zdrajców na banicję i infamię, niegodne szlachcica słowa: „Siedźcie aż Was do kozy pobiorą!”. Wstyd wielki, JW. Podkomorzy! 

    Kolejny moment próby dla Łętowskich miał miejsce 14 maja, kiedy sejm skonfederowany rozpatrywał wniosek Ponińskiego o wyłonieniu delegacji do podpisania traktatów rozbiorowych. Tego dnia Aleksander zachował się jak należy, dołączył do sejmowej większości, która stanęła u boku Stanisława Augusta. Natomiast Stanisław, z nieujawnionych powodów, uchylił się od udziału w tym ważnym głosowaniu.  

    Skoro kontrowersyjna delegacji została utworzona, każdy ze 112 posłów musiał się zdecydować, czy wejść w jej skład. Zapewne po naradach, wszyscy posłowie krakowscy, z wyjątkiem Łętowskich, zdecydowali, że należy spakować manatki i wrócić do domów. Łętowscy znaleźli się natomiast w gronie tych 62 posłów, którzy dołączyli do składu delegacji. Politycznie rzecz ujmując, można było kontynuować zabiegi o dobro kraju także na posiedzeniach delegacji. Tyle, że przebieg trzech dni kwietniowych nie wskazuje na to, żeby Łętowscy mieli jakiś plan polityczny, o który zamierzali nadal zabiegać. Nic nie wskazuje na to, że należeli do jakiejś grupy posłów, wobec której powinni zachować lojalność. Przeciwnie, osąd własnego postępowania w kwietniowych dniach powinien ich prowadzić do konkluzji, że do wielkiej polityki nie mają smykałki.  

    Znak zapytania nad ich decyzją jest tym większy, że w debatach na forum delegacji Stanisław zabrał głos jedynie dwa razy, a Aleksander ani razu. Z trzema ambasadorami negocjacje były prowadzone po francusku, a Łętowscy w tym języku nie mówili. Nie było diet, posłowie musieli sami płacić za pobyt w Warszawie, ceny na czas sejmu szły w górę, po co zatem Łętowscy trwonili rodzinną fortunę między kwietniem a wrześniem? Nie pozostał najmniejszy ślad ich politycznej aktywności w tym czasie. Wiemy jedynie, że jako członkowie delegacji podpisali traktaty rozbiorowe (3 posłów tego nie zrobiło), następnie już jako posłowie zatwierdzili je na sejmie (11 posłów tego nie zrobiło). Byli zatem bezwolnymi statystami historycznych wydarzeń, które ich przerosły o głowę.  

    Po powrocie w rodzinne strony, jesienią 1773 roku nie zdali sprawozdania ze swojego posłowania na sejmiku w Proszowicach, nie umieścili go, co było zwyczajem, w aktach grodzkich. Nic więc dziwnego, że „szlachta im złorzeczyła”. Zaiste, zachowali się niegodnie, otrzymany mandat sprzeniewierzyli, do polityki zabrakło im umiejętności, a do bohaterstwa odwagi.

 

*  *  *  *  *


    W pierwszych miesiącach stanu wojennego, w maju 1982 roku cenzura zdjęła mój felieton – wywiad z… marszałkiem Ponińskim pod tytułem „Od Radomia do Targowicy”, który miał się ukazać w tygodniku „Ład”. Za cenzurą i generałami raz jeszcze krył się ambasador Rosji. 

„Ład”: Panie marszałku, ostatnio mało coś o panu słychać, dlaczego? 

Marszałek Adam Poniński: Jestem zmęczony, bardzo zmęczony służbą dla Rzeczpospolitej. 

– Porozmawiajmy o Pańskich zasługach dla Najjaśniejszej, a nie będę ukrywał, że są one nadzwyczaj kontrowersyjne. 

– Chętnie, tyle o mnie złego przecież teraz piszą, zwłaszcza ci na emigracji, w Paryżu. 

– Zacznijmy od początków pańskiej kariery. Pełnił pan szereg ważnych stanowisk w służbie Króla Jego Mości. 

– Tak. Byłem przez lata kuchmistrzem, a następnie podskarbim wielkim koronnym. Och, ile ja dołożyłem z własnej szkatuły... 

– Przepraszam, że przerywam, ale odbił pan marszałek sobie te straty z nawiązką nieco później. Czy to prawda, że pobierał pan wysokie pensje z dworu petersburskiego? 

– Drogi panie redaktorze, a czyż to ja jeden? 

– Prawda, że nie tylko pan jeden, ale czy to cokolwiek zmienia... Idźmy dalej. Na wielką scenę polityczną wypłynął pan, przystępując do konfederacji radomskiej. Jeśli się nie mylę, to złożyliście wtedy za radą ambasadora Repnina prośbę do Katarzyny II o przywrócenie „dawnego rządu” pod rosyjską gwarancją? 

– Panie redaktorze, to było konieczne. Król był słaby, coraz większy wpływ na niego uzyskali reformatorzy. Chcieliśmy nim wstrząsnąć. Przyniosło to połowiczny skutek. Imperatorowa przywołała do porządku Stanisława Augusta, choć – niestety – na krótko. W jego otoczeniu ustawicznie podważano carskie gwarancje, co do formy rządu zapewniającego pełnię wolności sarmackich. 

– Ponownie o panu było głośno w roku 1773, gdy powstał problem uznania przez Rzeczpospolitą rozbioru ziem polskich. 

– Tak. Widzi pan trzeba było przecież ratować to, co jeszcze uratować się dawało. Tym „patriotom” skupionym wokół króla zabrakło poczucia realizmu. 

– Ale jednak obawiał się pan marszałek przeciwdziałania z ich strony. 

– Trochę tak. Mogli przecież posłużyć się naszą bronią, liberum veto. By temu zapobiec zawiązał się pod moją laską sejm konfederacki, podczas którego obowiązuje głosowanie większością. 

– Obrady toczyły się ponadto pod ochroną wojsk rosyjskich... 

– Co pan chce, musiałem przecież zapewnić niezakłócony ich przebieg. 

– Mimo to znalazło się kilku posłów, którzy protestowali przeciwko legalizacji rozbioru ziem polskich. 

– Tak, kilku nieodpowiedzialnych krzykaczy, niejaki Tadeusz Reytan czy Samuel Korsak. Niech pan zwróci uwagę na imię tego drugiego. Ostatecznie jednak Sejm delegację wyłonił i udzielił jej nieograniczonych pełnomocnictw do rokowań. W cztery miesiące później było już po wszystkim. 

– Nie zahamowało to jednak dążeń do reformy Rzeczpospolitej. Doszło przecież do zwołania Sejmu Czteroletniego. 

– Doszło, doszło, co za głupota. Po co było drażnić mocarstwa ościenne. Przecież było wiadomo, jak to się musi skończyć. Ci reformatorzy, ta cała Familia Czartoryskich omotała króla. Przestrzegałem, napominałem, by zostawić wszystko bez zmian, ale nic z tego, zachciało im się jakobińskiej rewolucji. Wyprzedzili nawet Francję z uchwaleniem konstytucji. Było to przecież wyzwanie, bezmyślna prowokacja. Caryca zgadzała się przecież na pewne reformy, ale nie na zmianę ustroju! Tego było im jednak za mało. Dostali zatem za swoje! 

– Wcześniej jednak pan marszałek dostał za swoje. W roku 1789 został pan oddany pod sąd sejmowy, taki Trybunał Stanu, który pozbawił pana urzędów i skazał na banicję. 

– Panie drogi, to przecież była zemsta, nie sąd. Wyrok był z góry ukartowany. Czyż przed sądem stanął Stanisław August, który przystąpił do Targowicy i bez protestów zrzekł się tronu? 

– Skoro o Targowicy mowa, to, jeśli się nie mylę, anulowała ona wyrok sądu sejmowego w pańskiej sprawie? 

– Tak, naprawiła również szereg innych błędów z okresu terroru jakobińskiego. Zlikwidowaliśmy ustawodawstwo Sejmu Czteroletniego, zamknęliśmy nieodpowiedzialne pisma i kluby dyskusyjne, wprowadziliśmy cenzurę również na korespondencję i książki zagraniczne, wydaliliśmy szereg obcokrajowców, zwłaszcza Francuzów, tych nosicieli zarazy jakobińskiej. 

– Panie marszałku, niech pan powie, jak to było naprawdę z tą konfederacją. Niektórzy mówią, że nie powstała ona w Targowicy, tylko trzy tygodnie wcześniej w pałacu Katarzyny II? 

– Odrzucam takie sugestie. Inicjatywa konfederacji była nasza, polska. Choć nie zaprzeczam, że spotkała się z przychylnym przyjęciem Imperatorowej. Niech mi pan wierzy, ona nie chciała niczego złego dla Rzeczpospolitej, chciała tylko nam pomóc w walce z demokratycznymi mrzonkami. Musi mu pan uwierzyć. 

– Nie mogę. Lud warszawski również w to, co pan mówi nie uwierzył. W maju 1794 roku powiesił na Rynku Starego Miasta czterech najbardziej znienawidzonych pańskich kolegów. Panu się udało. 

– To było szaleństwo, ta cała insurekcja kościuszkowska. Garstka romantycznych Polaków chciała pokonać wielką armię Suworowa. Mieliśmy przecież szansę, mogliśmy się dogadać z Petersburgiem. Ale nie, woleli bohatersko walczyć i bohatersko umierać. Dzięki nim jesteśmy dzisiaj, panie redaktorze, poddanymi Imperatorowej. 

– W kategoriach zimnej realpolitik ma pan marszałek z pewnością rację. Lecz, czy nie przechodzi panu przez myśl, że powiedzmy za sto lub dwieście lat racja zostanie przyznana raczej posłowi Reytanowi, niż panu? 

– Nie, nigdy, zapewniam pana, panie redaktorze!

 

*  *  *  *  *


    Sejm rozbiorowy, z udziałem Łętowskich, obradował jeszcze dwa lata. Z inicjatywy króla podjął szereg dobrych decyzji, powołał Radę Nieustającą (rząd), Komisję Edukacji Narodowej, chwalił jednolity podatek, cła, ograniczył władze hetmanów, zreformował wojsko, szlachta uzyskała prawo zajmowania się handlem i rzemiosłem.  

    Podkomorzy Łętowski wszedł w skład Komisji Rozdawniczej Koronnej, która rozdysponowała skasowany majątek jezuitów. Pojechał jeszcze na kolejny sejm w 1776 roku. Zmarł w 1776 roku i został pochowany w klasztorze Reformatów w Bieczu, gdzie znajdują się rodzinne groby rodu Łętowskich. Biskup Łętowski napisał, że Stanisław umierał ze zgryzotą w sercu. Że żalił się córce: „ – Kasiu, Kasiu, było mi lepiej nie jeździć na ten sejm”. W obliczu śmierci jest to godna szacunku refleksja starca, ale jakże spóźniona. 

    Jego brat Aleksander w 1790 roku został komisarzem Komisji Porządkowej Cywilno-Wojskowej w Krakowie. Otrzymał order św. Stanisława. Stracił jednak zaufanie krakowskiej szlachty i nie uczestniczył w uchwaleniu konstytucji 3 maja 1791 roku, ani – na szczęście – w konfederacji targowickiej (1792 roku) i sejmie grodzieńskim (1793 roku), choć dożył 1802 roku.
 

*  *  *  *  *


    Stanisław Łętowski zgromadził znaczny majątek. W 1740 roku kupił Bobową w powiecie gorlickim, a sprzedał Iwnicę, w której wcześniej erygował łacińską farę. Z bratem Aleksandrem Stanisław był właścicielem Gorlic. W jego ręku były Koszyce Małe, Bączal, Modlnica, Wolica, Podgrodzie, Zagórzany i Pleśna. Od 1764 roku był także właścicielem kamienicy nr 36 przy ul. Floriańskiej w Krakowie (Rossoszyńskiej).  

    Bobowa i Gorlice były perłami w koronie Łętowskich. Bobowa pozostawała w rękach Łętowskich od 1740 do ok. 1800, a Gorlice od 1717 do 1808 roku, kiedy z powodu ogromnego zadłużenia Aleksandra Łętowskiego doszło do licytacji jego dóbr. 

    Podkomorzy pozostawił po sobie całkiem spory majątek ruchomy: „Srebra jest 440 grzywien za 22 000 złotych, a złota i klejnotów 15 489 złotych, karabel trzy szczero złotych, rząd na konia taki, kamieniami sadzony, ładownica ze św. Michałem złota, guzy złote kamieniami sadzone, spinka brylantowa pod szyję i dwie mniejsze do rękawów, tabakiery, zegarki, kobierczyków bogatych, makat tureckich po kilkaset złotych sztuka… Futer jest, począwszy od sobolowych aż do skór lamparcich, pasów perskich i chińskich, sporo tego. Nie był dom i bez książek, których naliczyłem sztuk 545, a manuskryptów in folio 46. Kredens był ubogi w porcelanę, bo jadano na srebrze i cynie, ale kielichów kolejowych naliczyłem do dwóch tuzinów, puzder z flaszami do podróży do dwudziestu. Dwa cugi koni stało się wdowie, każdy po sześć koni, a w wozowni stały karety, kolasy, bryki, furgony do rzeczy. Kuchnia miała kucharzów parę, pasztetnika, a dwór chował lokajów, kredencerzy, hajduków, stangretów i forysiów, ludzi co nie miara, bo to mało kosztowało. Dziewka do krów brała dziesięć złotych do roku, a pan ekonom sto. Życie było tanie. Wino pito węgierskie, piwo i miód warzono sobie, a grosz za granicę nie wychodził. Chleba było pod dostatek, lasy szumiały od zwierzyny, każdy miał dla siebie ryby przy domu”.